Nie mogła sobie znaleźć miejsca na letnisku. Wyszła na spacer i przeszła się po wsi. Letniczka zerkająca na wiejskie gospodarstwa i dziwiąca się odmiennością swojego życia. Doszła na skraj wsi otoczonej drzewami. Las otwierał nową przestrzeń, przestrzeń pełną tajemnicy. Poczuła, że nie należy do tej dzikości. Trójwymiarowość przestrzeni i ostrość leśnego zapachu przyprawiały o zawrót głowy. Sparaliżowana stała na skraju i nie chciała zapuścić się w głąb. Nagle nadjechał mężczyzna na motorze i krzyknął: „Co tak stoisz, nie bój się. Wejdź, a może wrócisz z lasu inna”. Roześmiał się i odjechał leśną drogą. Rzucone przez tubylca wyzwanie wzbudziło w niej chęć przetestowania siebie. Odważyła się wejść w obcość, pobyć z nią, a może nawet przekonać się do czegoś tak naturalnego i pierwotnego jak przyroda. Brnęła w głąb. Telefon w ręku, serce w gardle, myśli umiarkowanie rozprężone. W głowie jej się kręciło, zieleń ocierała się o nią, a drzewa mruczały, szeleszcząc. Tajemnica i możliwość spotkania siebie w scenerii tak już bardzo wykorzenionej z jej życia. Przyroda, z którą obcowała na co dzień, była ujarzmiona: park miejski, trawnik, tuje i kwiaty doniczkowe. Wszędzie miejski twór, konwencja, samotność w tłumie. A tu nagle poczuła, że jej samotność pasuje do lasu jak ulał. Wypełniło ją zrozumienie, dla samej siebie. Spokój ducha. Kąpiel leśna zadziałała. Poszła głębiej, już bez strachu, bez zasięgu w telefonie i z autentycznymi myślami, które na co dzień maskowała i którymi się dławiła. Zatrzymała się. Coś przykuło jej wzrok. Pomiędzy paprociami dojrzała rzeźbę. Początkowo myślała, że to Jezus w koronie cierniowej, jednak gdy podeszła bliżej, okazało się, że to rzeźba kobiety z wiankiem na głowie. Na dole widniał napis: „Twą delikatność i siłę zawdzięczam matce naturze. Przyprowadziłem Cię do niej. Spoczywaj w spokoju. Na zawsze twój. H. R.”. Wyznanie miłości i wdzięczności. Powrót do korzeni